„Dawno, dawno
temu” A. A. Milne’a kupiłam, jakby nie liczyć, dawno, dawno temu i postawiłam
na półce, żeby czekało na lepsze czasy. Dopiero kilka dni temu znalazłam
chwilę, żeby w końcu tę książkę przeczytać i teraz żałuję, że nie sięgnęłam po
nią wcześniej. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to opowieść tylko i
wyłącznie dla dzieci, ale w miarę czytania utwierdzałam się w przekonaniu, że i
dorośli nieźle się będą przy niej bawić.
Fabuła nie jest przesadnie skomplikowana.
Między państwami Euralią i Barodią wybucha wojna. Powód konfliktu? Król Barodii
zapędził się zbyt daleko w swoich siedmiomilowych butach i śmignął kilkakrotnie
(i to w porze śniadania) nad pałacem króla Euralii. Radowłos, władca Euralii
wyrusza więc na pole bitwy, zostawiając w pałacu swoją całkiem już dojrzałą
córkę Hiacyntę pod opieką hrabiny Bellafrygi. Hrabina, poetka po godzinach i
niespecjalnie kryształowy charakter, dąży do poślubienia Radowłosa, co niezbyt
odpowiada Hiacyncie, nic więc dziwnego, że kobiety się nie znoszą. Pod
nieobecność Radowłosa Hiacynta daje się ogrywać Hrabinie jak dziecko, szuka
więc sposobu, w jaki mogłaby zapanować na Bellafrygą. Wpada więc na pomysł, aby
poprosić o pomoc Księcia Dudę z Arabii, który rzeczywiście przybywa do Euralii,
ale w nieco innej niż zazwyczaj postaci. A wraz z nim zjawia się jego wierny
towarzysz, przystojny Całkownik.
Zakończenia całej historii łatwo się domyślić,
bo, jakby nie patrzeć, jest to jednak książka dla dzieci, a takie zazwyczaj
kończą się happy endem. To, co mnie urzekło w „Dawno, dawno temu” to gama
bardzo interesujących postaci, które nie są do końca czarno-białe (Bellafryga
miewa swoje lepsze momenty, a Hiacynta przy całym swym uroku jest czasami
naiwna jak dziecko). Cała historia została też opowiedziana w dość ironiczny
sposób, bawiąc się schematami, które zazwyczaj królują w literaturze
dziecięcej. Akcja wartko pędzi do przodu, obfitując w zabawne wydarzenia i
zbiegi okoliczności, z których dowiadujemy się, że wróżki wcale nie są aż takie
potężne i czasem muszą dać za wygraną, magiczne przedmioty pozwalają spełniać
dobre i złe życzenia (wystarczy być przez cały dzień albo bardzo grzecznym,
albo trochę narozrabiać), Książęta są nieco przereklamowani, a p r a w d z i w a
miłość i tak zawsze zwycięża. A do tego wszystkiego dorzucę jeszcze moje
zachwyty nad okładką i żal, że w moim wydaniu nie było ilustracji (ale i bez
ilustracji „Dawno, dawno temu" naprawdę warto przeczytać).
Judyta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz