Pisałam już
kiedyś o tym, że rzadko czytam książki więcej niż raz – szkoda mi na to czasu,
wolę zagłębiać się w nowe historie. Od czasu do czasu jednak, zwłaszcza kiedy
na zewnątrz nieprzerwanie pada deszcz i wieje wiatr, mam ochotę sięgnąć po
książkę, którą już znam i przy której dobrze się bawiłam. W ostatnich dniach
przeczytałam więc ponownie trzy książki, do których, znając życie i polską
pogodę, pewnie jeszcze wrócę.
Zaczęłam od absolutnej klasyki w literaturze
dziecięcej, czyli od „Braci Lwie Serce”. Nie umiem sobie wyobrazić swojego
dzieciństwa bez tej książki, jako dziecko wracałam do niej regularnie. „Bracia
Lwie Serce” to baśniowa opowieść autorstwa Astrid Lindgren, w której poznajemy
losy dwóch chłopców: Jonatana i Karola (zwanego Sucharkiem) Lew. Chłopcy są
braćmi, którzy umierają w młodym wieku, po śmierci zaś trafiają do Nangijali i
zamieszkują razem w Dolinie Wiśni. Wydawać by się mogło, że w tak wspaniałym
miejscu, w którym trwają jeszcze czasy ognisk i bajek, nic złego nie może się
nikomu przytrafić, ale zło, jak wiemy, można znaleźć wszędzie, w Nangijali
również. Karol i Jonatan, razem z innymi bohaterami książki będą musieli
zmierzyć się z okrutnym Tengilem, który sprawuje władzę w Dolinie Dzikich Róż i
ostrzy sobie zęby także na Dolinę Wiśni.
„Bracia Lwie Serce” to jedna z niewielu
książek dla dzieci, w których mówi się o śmierci, lęku przed umieraniem i
samotności. Jonatan, który ratując chorego brata z pożaru, umiera jako
pierwszy, mówi Karolowi, że kiedyś spotkają się Nangijali, więc nie musi się
martwić. Dla Karola, który zdaje sobie sprawę z tego, że nigdy nie wyzdrowieje
i za niedługo umrze, ciężko jest uwierzyć w cudowną Nangijalę, cierpi również
po tracie brata, który bardzo wiele dla niego znaczył. Kiedy Karol umiera i
przenosi się do Nangijali, okazuje się, że zniknęły jego problemy ze zdrowiem,
ale niepewność i strach przed wieloma rzeczami pozostały. Karol musi więc
walczyć nie tylko z Tengilem i jego sługusami, ale również z samym sobą.
„Bracia Lwie Serce” to bardzo mądra i piękna opowieść i jak dla mnie
kwintesencja dobrej książki dla dzieci. Napisana nieskomplikowanym, ale
urzekającym językiem, z prostotą opowiada o trudnych sprawach i przenosi
czytelników do absolutnie cudownego miejsca, którego piękna nie był w stanie
zniszczyć nawet Tengil i siejąca grozę Katla.
Kiedy skończyłam czytać „Braci Lwie Serce” (a
czyta się tę opowieść niezwykle szybko), sięgnęłam po „Pokój z widokiem”
Forstera. W przeciwieństwie do „Powrotu do Howards End”, „Pokój z widokiem”
wydaje mi się być o wiele bardziej pogodny i zabawny, czyta się go znakomicie.
To opowieść o młodej Lucy Honeychurch, którą poznajemy we Florencji. Lucy razem
z niezbyt lubianą przez siebie kuzynką Charlotte, przebywa we Włoszech, gdzie
poznaje George’a Emersona i jego ojca. George to jeszcze młodzieniec o nieco melancholijnej
naturze, ale w gruncie rzeczy, tak jak jego ojciec, szczery, uczciwy i
prostolinijny. Różni się od osób, z którymi Lucy styka się na co dzień, od
Charlotte, plotkary przesadnie dbającej o pozory i konwenanse, czy od Eleonory
Lavish, kiepskiej pisarki, która zazwyczaj pogardliwie wypowiada się o innych,
przekonana o swojej wspaniałości i wiedzy. We Florencji między Lucy i Georgem
rodzi się nieśmiałe uczucie, z którego on zdaje sobie sprawę doskonale, ona
nie. Lucy wraca do Anglii i zaręcza się z Cecilem Vyse, człowiekiem absolutnie
irytującym. Cecil lubi stawiać na swoim, bezustannie wypowiada krytyczne opinie
pod adresem wszystkich i wszystkiego, jest zadufany w sobie, drętwy i
generalnie nikt za nim nie przepada. Oczywiście jego maniery nie budzą
wątpliwości, Cecil potrafi być też miły, jeśli mu się chce, ale chce mu się
naprawdę rzadko. Lucy wiedzie więc całkiem spokojny żywot narzeczonej, do
czasu, kiedy w sąsiedztwie pan Emerson i jego syn wynajmują dom. Lucy będzie
więc musiała odpowiedzieć sobie samej na pytanie, czego tak naprawdę chce od
życia: czy małżeństwa z nudnym Cecilem, który traktują ją trochę jak ładny
mebel, którym można się pochwalić przed znajomymi, czy też przyszłości z
Georgem, przy którym wszystko zaczyna przypominać grę Lucy na fortepianie –
jest porywające, piękne i prawdziwe.
Oczywiście zakończenie książki łatwo
przewidzieć, ale mimo to, opowieść Forstera nie nudzi ani przez chwilę. To
historia napisana w naprawdę świetny sposób, z gamą ciekawych postaci, zwrotów
akcji i zabawnych akcentów. Czyta się ją błyskawicznie, marząc o pobycie we
Florencji, włoskim malarstwie, angielskich posiadłościach i spokojnym, wiejskim
życiu wypełnionym grą na fortepianie, wizytami sąsiedzkimi i herbatą.
Na sam koniec zostawiłam sobie książkę Neila
Gagmana „Gwiezdny pył”. To naprawdę wciągając baśń, który bezlitośnie wsysa
czytelnika już od pierwszej strony. Bohaterem opowieści jest młody, jeszcze
nieco głupi Tristan Thorn, mieszkający w angielskiej wiosce Mur. Mur sąsiaduje
z tajemniczą i raczej niebezpieczną Krainą Czarów, do której Tristan udaje się
w poszukiwaniu spadającej gwiazdy. Któregoś bowiem wieczoru dziewczyna, w
której Tristan się kocha, obiecuje mu, że zrobi dla niego wszystko, jeśli
chłopak przyniesie jej gwiazdę z nieba. Tristan dostrzega na niebie spadającą
gwiazdę i bez namysłu rusza na jej poszukiwanie. Z pomocą dość sympatycznego
jegomościa udaje mu się dotrzeć do gwiazdy, która okazuje się być całkiem ładną
blondynką ze złamaną nogą (upadek z nieba na ziemię, jakby nie patrzeć, niesie
ze sobą pewne ryzyko). Tristan dokłada wszelkich wysiłków, żeby doprowadzić
dziewczynę do Muru, ale szybko okazuje się, że nie tylko on jest
zainteresowany gwiazdą. Ich tropem podążają bowiem trzej żyjący synowie władcy
Cytadeli Burz (gwiazda ma bowiem coś, co rozstrzygnie o sukcesji tronu) i jedna
z trzech Lilim, władczyń czarownic, które stare i niedołężne, potrzebują serca
gwiazdy, żeby odzyskać utraconą młodość. Tristan i gwiazda przebędą długą
drogą, w czasie której spotkają mnóstwo interesujących postaci i przeżyją sporo
niebezpieczeństw, a także dowiedzą się wielu rzeczy na temat przeszłości Tristana.
"Gwiezdny pył" czaruje od pierwszej strony swoim niesamowitym klimatem. Kraina Czarów i jej mieszkańcy nie są sztampowi i nie nudzą, cała historia została opowiedziana w sposób niezwykle barwny i ciekawy, pod koniec wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować, a my możemy tylko żałować, że "Gwiezdny pył" nie jest dłuższy.
Na sam koniec polecam też filmowe adaptacje "Gwiezdnego pyłu" z 2007 roku i "Pokoju z widokiem" z 1985 roku. Zwłaszcza ten drugi film warto obejrzeć, dla Judi Dench, Maggie Smith, Heleny Bonham Carter i absolutnie cudownego Daniela Day Lewisa w roli Cecila.
Judyta