środa, 7 marca 2012

Dlaczego Matisse ma słońce w brzuchu?


 Książkę Judith Katzir poleciła mi J. To nie pierwsza książka z izraelskiego kręgu, którą poleca mi J. Pierwszą była "Czarna skrzynka" Amosa Oza, bardzo mi się podobała, mimo, że nie przepadam za książkami pisanymi listami. Co do samej literatury izraelskiej, to nie mam jeszcze zdania, czuję się chyba przerośnięta jej specyfiką, nie znam dobrze tej kultury, więc trudniej mi się czyta. Ale nie teraz o tym rzecz. Tu rzecz będzie o treści, czyli o historii miłosnej.
 Ona, Rywi, to młoda studentka, która mieszka poza domem w Tel Awiwie, z rodziną ma mały kontakt, zwłaszcza z matką. Czas spędza na poszukiwaniu jakiejś treści, jak sadzę, czemu pomaga czytanie starych książek i oglądanie starych filmów na przemian. Jakieś doświadczenie miłosne też ma już na koncie. On, Igal, wykładowca po czterdziestce, ma żonę i syna i chyba ten męski kryzys. Poznają się na ulicy, on zaczepia ją z okna swojego alfa romeo. Spotykają się na mieście, wspólnie wyjeżdżają.. i wybucha romans. Ba, romans to mało powiedziane: namiętna miłość i uczucie i mocna cielesność miedzy nimi wybucha i gotuje się. Nie mogą bez siebie żyć, zatracają sie całkowicie i bez reszty. Miłość, która ich spotyka jest bezwzględna, taka do granic, do końca. Dobrze, że to uczucie budzi ich do życia, bo prowadzą ożywione rozmowy o literaturze, o swoich przeszłościach, rodzinach, świat zewnętrzny w końcu dochodzi do głosu. Ona zaczyna rozwijać talent pisarski, on czuje się nowo narodzony. Ale jak to bywa z romansami, zawsze prędzej czy później wychodzi na jawi, coś się kończy. Nakłada się to z chorobą jej matki, której poświęcona jest dalsza część książki.
 Mam wrażenie, że książka, choć prawidłowo sklecona, jest jakaś niekonsekwentna. Wprawdzie wszystkie napoczęte wątki się zawiązują, utwierdza w tym zwłaszcza zakończenie, a wszystko brzmi wiarygodnie i życiowo, naturalnie, coś mnie w tej książce irytowało. Może zbyt długie zdania, akapity przepełnione dyskursami na zbyt różne tematy, przeplatane jeszcze innymi epizodami, jakby ktoś chciał na raz opowiedzieć masę historii i skakał niezdecydowany z wątku na wątek. Albo ja po prostu łagodną przykrywką chcę wyrazić, że książka mi się nie podobała, nie porwała i nie ujęła tak, jak się spodziewałam. Romans się dłuży, przytłacza całą książkę, przytłacza zwłaszcza nadmiar wariacji na temat stosunku seksualnego, choć wiem, że to są przecież główne tematy. I tylko czekałam, czy i kiedy wygaśnie uczucie, kiedy on jej się znudzi, kiedy ona wreszcie coś napisze. Nie spodobało mi się też to, że bohaterka prawie rzuciła studia, że tak bardzo była zachłanna tej miłości więc i roszczeniowa, i chyba zazdrosna o jego syna. Wiem, wiem, miłość, czego ona nie każe robić. Lecz tej opisanej przez Katzir nie okażę raczej zrozumienia, i nie uważam też, żeby to był temat na świeżo, na nowo opisany, jak się pisze o tej książce choćby w sieci. Jak przy "Gargulcu" żałowałam, że książka się kończy, tak tutaj tylko na to czekałam.

Barbara

 P.S. Odpowiedź na pytanie tytułowe w książce oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz