środa, 17 października 2012

Jeżycjady ciąg dalszy...


 Nie wiem, czy to ja robię się coraz starsza, czy „Jeżycjada” coraz dłuższa, ale nowa książka Musierowicz nie zachwyciła mnie zbytnio. Jakiś czas temu odświeżyłam sobie całą serię i z przykrością stwierdziłam, że pierwszych kilka tomów to bardzo przyjemna, nawet po latach, lektura, natomiast nowsze części nie mają już takiego klimatu. Zdecydowanie nie posiada go również „McDusia”, którą co prawda szybko się czyta, ale zapewne równie szybko o niej zapomnę.
 W zasadzie trudno mi powiedzieć o czym (o kim?) jest ta książka. Musierowicz przedstawia sytuacje z punktu widzenia wielu (zbyt wielu) postaci, co sprawia, że książka przypomina rozsypane puzzle. Przez chwilę ma się wrażenie, że to rzeczywiście Magdusia będzie pierwszoplanową postacią, ale zaraz po niej pałeczkę przejmuję Ignacy Grzegorz, a dalej jak leci: Gabrysia, Józinek, Laura, dziadkowie Borejko… Czytając „Idę sierpniową”, „Kwiat kalafiora”, „Brulion Bebe B.” czy też „Kłamczuchę” człowiek od razu wiedział, kto gra pierwsze skrzypce, a w „McDusi” postaci jest mnóstwo, z czego żadna nie wydała mi się wystarczająco dobrze wyeksponowana. I zupełnie nie spodobało mi się to, co Musierowicz zrobiła z Januszem Pyziakiem. Rzecz jasna, nie był to kryształowy charakter całej serii, ale to, co z niego zostało w „McDusi” wydało mi się zupełnie nierealne.
 Chociaż jest w „McDusi” kilka sympatycznych momentów, to jednak z całej książki wieje nieco nudą. Ani  Magdusia, która przyjeżdża do Poznania ze złamanym sercem, ani Józinek milczący racjonalista zakochany bez wzajemności w starszej od siebie Trolli, ani Ignacy Stryba młody poeta smalący do Magdusi cholewki, ani Laura szczęśliwa panna młoda, ani coraz starsi państwo Borejko, ostoja całej rodziny, ani przemiła, zawsze gotowa do pomocy Gabrysia, nie potrafili do końca zawładnąć mojej uwagi. Że ślub nie wyjdzie tak, jak to sobie Laura zaplanowała, było jasne od początku, że ten, kto miał złamane serce, wyleczy je, również. I tych wspaniałych cytatów łacińskich też jak na lekarstwo i jakby z przymusu…
  Zapewne Musierowicz ma zamiar kontynuować „Jeżycjadę”, ale nie obiecuję sobie zbyt wiele po następnych częściach. Zresztą, zawsze, kiedy zatęsknię za Borejkami, mogę wrócić do pierwszych, zdecydowanie lepszych części. 

Judyta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz